Ostatni piątek był dokładnie setnym dniem protestów przeciwko zaostrzeniu prawa aborcyjnego. Demonstracje rozpoczęły się 22 października po ogłoszeniu wyroku Trybunału Konstytucyjnego i ostatnio znów przybrały na sile, po tym, jak wyrok opublikowano.
Sto dni protestów podsumowuje
Szpila
, czyli
"feministyczy kolektyw antyrepresyjny"
, który podczas demonstracji koordynuje
udzielanie pomocy prawnej
zastrzymanym. Z raportu grupy dotyczącego Warszawy wynika, że od 22 października do 29 stycznia 150 razy doszło do sytuacji, w której osoby były czasowo pozbawiane wolności czyli dłużej przetrzymywane w radiowozach i zatrzymywane na komisariatach.
"
81 razy
osoby musiały zostać na noc (lub czasem dwie) w policyjnych pomieszczeniach dla osób zatrzymanych, czyli mówiąc potocznie - na dołku, i postawiono im zarzuty.
62 razy
osoby były przewożone na komisariaty, z których wychodziły tego samego dnia (lub nocy) z postawionymi zarzutami.
7 razy
osoby były przetrzymywane przez kilka godzin w radiowozach lub zabrane na komisariat - ale wypuszczono je bez postawienia zarzutów" - podsumowuje Szpila.
Najwięcej zarzutów dotyczy
rzekomego nielegalnego udziału w nielegalnym zgromadzeniu.
Uczestnikom protestów stawiane są również
zarzuty nieprzestrzegania nakazów/ograniczeń
w czasie pandemii, niestosowania się do poleceń policji i utrudniania czynności służbowych oraz znieważenia funkcjonariusza.
"To, na co na pewno należy zwrócić uwagę, to
skala policyjnej przemocy
. W mediach społecznościowych bardzo często widzimy relacje osób, które jej doświadczyły - dostały gazem, pałką, butem, pięścią czy były brutalnie zatrzymywane. Na komisariatach także dochodziło do przemocy - psychicznej i fizycznej. Wszystkim tym osobom chcemy powiedzieć, że nie jesteście same. Zgłaszajcie się do nas jeżeli tylko potrzebujecie wsparcia emocjonalnego, obdukcji lekarskiej, nagłośnienia swojej sprawy" - czytamy.
Szpila zwraca uwagę na
główne problemy
, z którymi musi się mierzyć. Pierwszy dotyczy
wywożenia zatrzymanych poza Warszawę
, m.in. do Piaseczna, Pruszkowa czy Legionowa. Według Szpili, ma utrudniać to dotarcie na komisariaty obrońcom zatrzymanych oraz organizowanie demonstracji solidarnościowych.
Z tym wiąże się kolejny problem czyli
trudności w ustaleniu miejsca pobytu osoby zatrzymanej
.
"Nawet mając dane osobowe i pełnomocnictwa, obrońcy i obrończynie zatrzymanych czasami przez wiele godzin nie mogły/li potwierdzić czy dana osoba przebywa na danym komisariacie. Zdarzało się, że w ciągu kilku minut dostawałyśmy od policji rozbieżne informacje co do miasta, w którym przebywa zatrzymana osoba".
Zdarzało się też, że prawnicy nie byli przez wiele godzin dopuszczani do zatrzymanych.