fot. East News
2 stycznia
obywatele Kazachstanu wyszli na ulice
, aby zaprotestować
przeciwko podwyżce cen paliw
, a także wyrazić swój sprzeciw wobec
utrzymywania się przy władzy osób związanych z byłym prezydentem
Nursułtanem Nazarbajewem.
Protesty przerodziły się w zamieszki. Na pomoc kazachskim służbom
ruszyło rosyjskie i białoruskie wojsko
. Władze zdecydowały się zawiesić działalność banków, a także ograniczyć dostęp do internetu.
Według najnowszych informacji dotychczas w czasie protestów
zabito 26 protestujących,18 jest rannych, a 3 tysiące osób zatrzymano
. Kazachskie władze informują także, że w wyniku zamieszek zginęło 18 funkcjonariuszy sił porządkowych, a 748 policjantów i żołnierzy zostało rannych.
Dziś w telewizji wyemitowane zostało
orędzie prezydenta Kazachstanu Kasyma-Żomarta Tokajewa
. Zapowiedział w nim, że stopniowo będzie zdejmował ograniczenia wprowadzone wraz z ogłoszeniem stanu wyjątkowego. Dodał także, że nie ma zamiaru prowadzić "żadnych negocjacji z terrorystami", czyli osobami protestującymi.
BBC podaje, że prezydent w swoim orędziu
"upoważnił też funkcjonariuszy do strzelania bez ostrzeżenia":
-
Kto się nie podda, ten zostanie zlikwidowany
- mówił.
W swoim wystąpieniu prezydent Kazachstanu dodał, że "terroryści" nie złożyli broni, w związku z czym trwa wojskowa operacja przeciwko nim. Tokajew złożył także "specjalne podziękowania" za wysłanie wojsk Władimirowi Putinowi.
Władze Kazachstanu twierdzą, że sytuacja w kraju stabilizuje się jednak, jak podaje Reuters i BBC, w Ałmatach wciąż słuchać strzały i dochodzi tam do starć.