fot. East News
We wtorek
turecka armia wkroczyła na terytorium Syrii.
Prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan inwazję w głąb terytorium kontrolowanego przez syryjskich Kurdów nazwał Operacją Źródło Pokoju.
Turecki prezydent już dawno zapowiadał, że
chce rozpocząć ofensywę lądową przeciwko Kurdom, których nazywa "terrorystami".
Pomogła mu w tym niedzielna deklaracja Donalda Trumpa, który ogłosił wycofanie
żołnierzy sił specjalnych USA z północy Syrii.
Turecka armia zaatakowała m.in. jedno z kluczowych granicznych miast - Tall Abjad. W środę wieczorem Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka poinformowało, że
w wyniku inwazji zginęło już 11 osób, w tym ośmioro cywilów.
Wczoraj tureckie ministerstwo spraw zagranicznych poinformowało za pomocą Twittera, że "
zneutralizowano" 174 "terrorystów".
Wśród nich jest 19 domniemanych bojowników, zabitych podczas nalotu na schron kurdyjskich milicji o nazwie Ludowe Jednostki Samoobrony w mieście Ras al-Ajn.
Minister spraw zagranicznych Mevlut Cavusoglu oświadczył, że
"turecka operacja wojskowa nie wykroczy poza 30 km w głąb północno-wschodniej Syrii".
Prezydent
Recep Tayyip Erdogan
w przemówieniu do członków rządzącej Partii Sprawiedliwości i Rozwoju powiedział zaś, że operacja w Syrii będzie kontynuowana z udziałem wszystkich tureckich oddziałów.
W swoim wystąpieniu pogroził także Europie. Stwierdził, że
jeśli Europa uzna operację w północno-wschodniej Syrii za okupację tamtejszych terenów przez Turków
, wówczas skieruje do Europy ponad 3 miliony uchodźców:
-
Otworzymy bramy i wyślemy do was 3,6 mln uchodźców
- zagroził Erdogan.