Wczoraj
Maja Staśko
po raz drugi wystąpiła na gali
High League
. Lewicowa aktywistka
wygrała drugą już walkę w ringu.
W pierwszym starciu, które miało miejsce we wrześniu, Staśko pokonała streamerkę Mrs. Honey.
Udział Staśko w galach wywołał wiele kontrowersji. Aktywistka jest oskarżana o
hipokryzję
, m.in. ze względu na fakt, że włodarzem federacji jest Malik Montana, którego Maja wielokrotnie oskarżała o seksizm.
Tym razem
przeciwniczka Staśko była influencerka Maria "Masza" Graczykowska.
Pojedynek odbył się na zasadach K-1 w małych rękawicach. Faworytką była aktywistka. Dyspozycja Graczykowskiej była niewiadomą, ponieważ nie chwaliła się ona swoimi treningami w sieci. Z jej wypowiedzi można było wywnioskować, że nie stawia treningów na pierwszym miejscu, a do organizacji dołączyła głównie
ze względów finansowych.
Wczorajsza walka potwierdziła przypuszczenia na temat formy Graczykowskiej. Staśko od razu ruszyła na przeciwniczkę, zadając jej grad ciosów. Masza już wówczas odwróciła się do Staśko. Sędzia liczył ją po raz pierwszy. Po chwili doszło do podobnej sytuacji i sędzia rozpoczął liczenie po raz drugi. Niedługo później Masza wylądowała na macie i
nie miała już sił, by z niej wstać.
Pojedynek zakończył się wygraną Mai Staśko poprzez
techniczny nokaut:
Widzowie gali zwrócili uwagę na
kompletny brak przygotowania Maszy
. Podczas jednej z akcji sędzia podszedł do dziewczyny i powiedział, że ma
trzymać ręce w górze.
Miał na myśli trzymanie
gardy
. Influencerka nie zrozumiała jednak polecenia i
podniosła ręce do góry.
Na gali miała pojawić się także w
biżuterii.
Komentatorzy zwracają uwagę, że Masza
pojawiła się na gali tylko dla pieniędzy i okazała widzom brak szacunku: