Wczoraj
kierowcy Ubera z dużych miast na całym świecie
zorganizowali protest przeciwko niesprawiedliwym praktykom biznesowym koncernu. Większość z nich
wyłączyła aplikację w godzinach szczytu,
zachęcając klientów do jej bojkotu.
Do protestu dołączyli kierowcy m.in. z San Francisco, Los Angeles, Bostonu, Londynu i Glasgow. Poza tym
pod siedzibą Ubera w San Francisco
grupa Gig Workers Rising zorganizowała
pikietę
.
Okazją do protestu jest
nadchodzący debiut giełdowy firmy
, wycenianej nawet na ponad
90 miliardów dolarów
.
-
Uber z roku na rok obniża stawki
- mówi w rozmowie z TechCrunch kierowca Mostafa Maklad Maklad. - W tej chwili, aby zarobić tyle co wtedy, gdy zaczynałem, muszę jeździć już
80 godzin tygodniowo
. Firma próbuje wymuszać na nas to, żebyśmy jeździli jeszcze więcej - tłumaczy.
Kierowcy sprzeciwiają się też temu, że dostają
bardzo niskie premie w porównaniu chociażby do menadżerów firmy
. Na transparentach przypominają, że
prezes zarabia aż 43 miliony dolarów rocznie
. Poza tym część z nich żąda zmian warunków pracy. W tej chwili traktowani są jako podwykonawcy, pracując nie dla Ubera a dla zakontraktowanych "partnerów" firmy. Dzięki temu Uber znacząco obniża koszty zatrudnienia.
Kierowcy nie wykluczają kontynuowania akcji protestacyjnej. Zachęcają kolegów na całym świecie do czasowego wyłączania aplikacji lub odrzucania kursów w godzinach szczytu.