Gazeta Wyborcza
opublikowała dziś kolejne ustalenia w sprawie
podsłuchów Pegasusem
. Wcześniej dziennik informował, że służby za pomocą systemu podsłuchiwały także "swoich". Wśród nich miał znaleźć się m.in. Bartłomiej Misiewicz, Adam Hofman czy żona "agenta Tomka".
Teraz dziennik podaje, że służby
ściągnęły z telefonu Romana Giertycha jego rozmowy z politykami opozycji, m.in. z Donaldem Tuskiem
. Materiały miały jednak zostać zniszczone.
Wyborcza
podaje, że informację na temat posiadania przez prokuraturę rozmów Giertycha z Tuskiem została potwierdzona w dwóch źródłach - prokuraturze i służbach specjalnych.
Giertych miał być inwigilowany przez 3 miesiące ws. domniemanego przywłaszczenia pieniędzy ze spółki Polnord.
- Najpierw, latem 2019 r., ówczesny szef CBA Ernest Bejda wystąpił do warszawskiego sądu okręgowego o zgodę na objęcie Romana Giertycha zwykłą kontrolą operacyjną pozwalającą na podsłuchiwanie rozmów mecenasa. Niedługo później do sądu trafił kolejny wniosek, tym razem o kontrolę jego korespondencji prowadzonej za pomocą internetowych komunikatorów WhatsApp i Signal. Przez pewien czas obie formy kontroli operacyjnej prowadzone były wobec adwokata równocześnie - mówi
Wyborczej
jej informator.
Oprócz rozmów Giertycha z Tuskiem służby miały być także w posiadaniu
rozmów prawnika z senatorem Stanisławem Gawłowskim
.
Warto dodać, że Gawłowskiemu postawiono zarzuty korupcyjne w związku z tzw. aferą melioracyjną. Według doniesień rozmowy z Gawłowskim miały zostać komisyjnie zniszczone w związku z objęciem ich "tajemnicą obrończą". O ich zniszczeniu miał zadecydować ówczesny szef CBA Ernest Bejza.
Rozmowy Giertycha z Tuskiem objęte miały być z kolei "tajemnicą adwokacką".
"Te informacje, o których adwokat dowiedział się 'w związku z udzielaniem pomocy prawnej', ale niezwiązane z pełnieniem funkcji obrońcy, mogą zostać wykorzystane w procesie karnym. Wymagana jest na to jednak zgoda sądu" - czytamy w GW.
- Zniszczenie zarządzono trochę dla świętego spokoju, by nikt nie zarzucił nam później inwigilowania Giertycha z powodów politycznych. Inna sprawa, że nie było tam nic istotnego - twierdzi rozmówca dziennika.