Z szacunków Polskiego Instytutu Ekonomicznego wynika, że w latach 2014-2021 około
8-11 proc. pracowników
z umowami o pracę dostawało dodatkowe pieniądze "pod stołem". Z poprzedniego raportu PIE dowiedzieliśmy się, że zjawisko to dotyczy przede wszystkim osób, które formalnie uzyskują niskie dochody, głównie płacę minimalną - zwykle zatrudnionych w małych firmach w branży usługowej.
Łącznie suma wypłat pod stołem w 2018 roku wyniosła
34 miliardy zł.
Ponadto okazuje się, że aż 20 proc. badanych zgodziłoby się na wypłatę części wynagrodzenia "pod stołem", nawet, jeżeli miałoby to być 100 zł. Gdyby różnica sięgała już 500 zł, zgodę wyraziłoby 27 proc. osób.
Przez takie praktyki dochody sektora finansów publicznych były niższe
o ponad 17 miliardów zł
tylko w 2018 roku.
Mimo wszystko 72 proc. respondentów nie chciałoby otrzymywać części pensji "pod stołem" z obawy o kwoty przyszłych emerytur i innych świadczeń. 50 proc. uznaje tę praktykę za nieuczciwą, 46 proc. martwi się o rzetelność wypłat, a 25 proc. boi się, że zostaną przyłapani.
- Istnienie zjawiska płacenia pod stołem wynika z korzyści finansowej, jaką można dzięki temu odnieść, ale także z różnych czynników instytucjonalno-kulturowych, takich jak kapitał społeczny oraz niskie zaufanie do instytucji publicznych i obowiązującego prawa. Tylko 22 proc. respondentów wskazało nielegalność praktyki płacenia "pod stołem" jako główny powód braku akceptacji dla takiego rozwiązania. Obowiązująca norma prawna nie jest tu spójna z istniejąca normą społeczną. Jedną z możliwych metod ograniczania skali płacenia "pod stołem" jest
usprawnienie kontroli i stosowanie adekwatnych kar finansowych
- wskazał Łukasz Baszczak, starszy analityk zespołu ekonomii behawioralnej.