Na stronie Krytyki Politycznej ukazał się dziś wywiad z
Tomaszem Lisem
, pierwszy od jego rozstania z redakcją
Newsweeka
. Były naczelny tygodnika odnosi się w rozmowie również do zarzutów mobbingu opisanych przez
Szymona Jadczaka
, dziennikarza Wirtualnej Polski. Lis uważa, że artykuł Jadczaka był formą zemsty za niezatrudnienie go w Newsweeku.
Przypomnijmy, że Lis z
Newsweekiem
rozstał się 24 maja. Naczelnym pisma był 10 lat, a jego następcą został Tomasz Sekielski. W czerwcu Wirtualna Polska opublikowała artykuł Jadczaka, w którym
byli podwładni Lisa oskarżają go o mobbing
. Sprawą zajęła się Państwowa Inspekcja Pracy, której raport został częściowo utajniony.
Lis w rozmowie z Krytyką Polityczną tłumaczy, że nie został zwolniony, a
odszedł "za porozumieniem stron"
po tym, jak dowiedział się, że są na niego skargi. Twierdzi, że o rozstaniu z redakcją swoim pracownikom mówił już we wrześniu 2021 roku. Artykuł Jadczaka uważa z kolei za "słabiznę" i "żadne dziennikarstwo".
- Spisanie skarg osób, o których wiadomo, że miały z Lisem na pieńku, kolportowanie ich, organizowanie wielotygodniowej nagonki i glanowanie wszystkich, którzy kwestionują motywy i metodę
- to nie jest w mojej ocenie żadne dziennikarstwo. To straszna słabizna
. Czegoś takiego żadna szanująca się gazeta na Zachodzie nigdy by nie opublikowała.
Lis twierdzi, że osobiście
zablokował przejście Jadczaka z WP do
Newsweeka
.
-
W lutym tego roku
osobiście odstrzeliłem rozmowy o przejściu autora tekstu, red. Jadczaka, z Wirtualnej Polski do
Newsweeka
. Jestem ciekaw, czy jego przełożeni wiedzieli o tym konflikcie interesów, kiedy Jadczak pisał później tekst o mnie? Czy tę wiedzę zignorowali, czy autor postanowił im o tym w ogóle nie wspominać? Jeśli w podobnej sytuacji znajdują się sędziowie, wyłączają się z procesu. To samo powinno dotyczyć dziennikarzy piszących śledztwa. Ale
pragnienie zdobycia za wszelką cenę rozgłosu musiało być zbyt wielkie
, by powstrzymać red. Jadczaka.
Pytany o to, czy tekst Jadczaka zupełnie nie mówi o prawdy o jego zachowaniach, Lis odpowiada:
- Nie będę udawał idioty. Docierały do mnie informacje, które sprawiały, że nogi mi się robiły miękkie. Plotki, insynuacje, oszczerstwa. Myślę: "takie rzeczy o mnie chodzą? No fajnie". Ale przecież nie będę biegał i prostował, że także plotka numer 77 jest totalną bzdurą. Bo w całej tej operacji ani przez moment nie chodziło o żadną prawdę.
Szło o załatwienie wroga w ramach wielkiej kampanii zniesławiającej.
- Jeszcze à propos metody. Ktoś, kto chce się nazywać dziennikarzem śledczym, musi weryfikować źródła. Gdyby autor nim był, to po dziesięciu minutach wiedziałby, za co jego główny informator wyleciał z dwóch kolejnych redakcji. Ale po co weryfikować wiarygodność źródeł, kiedy
celem jest zniszczenie Lisa
. Bierzemy więc do tekstu tylko tych, co mu zwymiotują na głowę tak, żeby smród rozszedł się na cały kraj - dodaje.
W dalszej części wywiadu Lis przyznaje natomiast, że jego dowcipy rzeczywiście mogły być uznane za seksistowskie i być może nie powinien ich opowiadać, nie może też wykluczyć, że z jego strony padały homofobiczne żarty.
Swoje metody zarządzania uznaje z kolei za "trochę, a może nawet bardzo retro"
. Przyznaje, że sam zafundował sobie "kulturę zapie*dolu", ale nie oczekiwał jej od swoich pracowników.
- Pamiętam, że ludzie bywali na kilkumiesięcznych zwolnieniach lekarskich i nigdy tego nie komentowałem i nie krytykowałem. Nawet kiedy okazywało się, że po pół roku niepracowania mieli już gotowe książki. Więc jeśli ten przykład był zły, to szczęśliwie nie był zaraźliwy. Ludzie widzieli, że jestem wariatem-pracoholikiem. Ale dziś już wiem, że nie mogę od innych wymagać tego, czego wymagam od siebie.
Wywiad Lisa w Krytyce Politycznej wywołał wiele komentarzy. Odniósł się już też do niego Szymon Jadczak, podkreślając, że
informacje podane przez byłego naczelnego
Newsweeka
są nieprawdziwe
. Jadczak pisze, że Tomasz Lis sam oferował mu pracę.
"8 lipca 2021 r. w Warszawie panował upał. Według archiwalnych serwisów, temperatura odczuwalna wynosiła ok. 30 stopni. Pewnie dlatego Tomasz Lis na spotkanie ze mną o godz. 11 w kawiarni przy ul. Francuskiej przyszedł w krótkich spodenkach i koszulce. Dość szybko na czole Tomasza Lisa pojawił się pot. Nie wiem czy to z powodu pogody, czy dlatego, że zdecydowanie zareagowałem na jego propozycję przejścia do
Newsweeka
.
Moja odpowiedź była zdecydowana, bo Lis w trakcie rozmowy obrażał mojego obecnego pracodawcę
, czyli Wirtualną Polskę oraz mojego kolegę, jednego z byłych dziennikarzy
Newsweeka
. Wyrażał się także niepochlebnie o swoich podwładnych z
Newsweeka
.
Szybko podziękowałem za propozycję
. Zapamiętałem z tego spotkania jeszcze fakt, że Lis jako ostatecznego argumentu użył faktu, że w Newsweeku będę miał swój podcast. Uznałem to za żenujące, ale pożegnaliśmy się bez urazy" - pisze Jadczak.
Po raz kolejny Lis do Jadczaka miał odezwać się w lutym 2022 roku.
"Pisał na Twitterze. (...) Z wiadomości wynikało, że Lis ma dla mnie ofertę dużo ciekawszą. Kilka osób w nieoficjalnych rozmowach potwierdziło mi, że Lis rzeczywiście ma dla mnie poważną propozycję. Odpowiedziałem Lisowi, że możemy się spotkać. Nie byłem zainteresowany zmianą pracy, ale skoro rozmawiam z gangsterami i kibolami, to dlaczego nie pogadać z naczelnym dużego tygodnika? Umówiliśmy się w tym samym miejscu 18 lutego o godz. 12. Ale dzień przed Lis odwołał spotkanie. Napisał, że doszły do niego słuchy, że niepochlebnie wyrażam się na temat jego i jego pracy, więc jest zmuszony odwołać spotkanie. No cóż, kiedyś w końcu szacowny redaktor
Newsweeka
musiał zrobić risercz na mój temat… Nie wiem o jakim konflikcie interesów teraz mówi, skoro
to on bardzo chciał mnie zatrudnić
".
Jadczak podkreśla, że o spotkaniach z Lisem informował swoich przełożonych.
"Gdy kilka miesięcy później rozpocząłem pracę nad tekstem o tym, co Tomasz Lis robił pracownikom i pracowniczkom
Newsweeka
, uznałem to za ironię losu. Oto przyszło mi odkrywać ciemną stronę człowieka, który składał mi poważne propozycje pracy. Nie wiem czy historia ostatnich miesięcy czegoś go nauczyła, skoro
kłamie w wywiadzie, używając przy tym słów "odstrzeliłem (…) Jadczaka"
. Wciąż liczę, że sprawa rozstania Tomasza Lisa z redakcją Newsweeka zostanie kiedyś dokładnie wyjaśniona przez niego albo przez właściwe organy państwa".