Jeden z
polskich kierowców,
którzy brali udział w
tragicznym wypadku na Słowacji
, wysłał list do tamtejszego ministra sprawiedliwości. Żali się w nim, że
siedzi w słowackim areszcie już pięć miesięcy
, a jego
wnioski o wyjście za kaucją są odrzucane
.
Przypomnijmy, że do wypadku doszło
we wrześniu
zeszłego roku w Dolnym Kubinie. Według policji trzej
polscy kierowcy ferrari, porsche i mercedesa
urządzili piracki rajd lokalnymi drogami, wskutek którego zginął 57-letni Słowak.
Jak dowiedziała się Wirtualna Polska, kierowca, który żali się słowackiemu ministrowi,
winą za wypadek obarcza kierowcę porsche
, bo to on był bezpośrednim sprawcą zdarzenia. Jeżeli śledczy przyjęliby tę wersję, Polakowi groziłoby tylko
do 5 lat więzienia
, a nie - jak teraz - 20 lat. Notę dyplomatyczną w tej sprawie wysłała nawet polska ambasada w Bratysławie.
Prawnicy kierowców twierdzą, że słowacka policja
źle zakwalifikowała zdarzenie
, pod presją opinii publicznej uznając je za "umyślne sprowadzenie zagrożenia dla bezpieczeństwa ludzi". Ich zdaniem był to zwykły wypadek samochodowy, za który powinien odpowiadać tylko jeden kierowca.
- Sprawdziliśmy, że w całej Słowacji nie było przypadku, aby kierowca, nawet sprawca śmiertelnego wypadku, został skazany na karę bezwględnego więzienia.
Nie ma powodu, aby przetrzymywać naszych obywateli w areszcie
- mówi mec. Bartosz Graś.
Słowaccy prokuratorzy na te argumenty nie odpowiadają.
- Kierowca został poinformowany, że
zażalenie na areszt może składać co 30 dni
i za każdym razem będzie rozpatrzone.
Nie rozumiemy, dlaczego pisał do słowackiego ministra sprawiedliwości
. Prokuratura i sąd działają u nas całkowicie niezależnie - mówi w rozmowie z WP osoba zaangażowana w śledztwo.