fot. EastNews
Wczoraj w
Białymstoku
odbył się
pierwszy marsz równości.
Wydarzenie od początku budziło kontrowersje. Do prezydenta miasta trafiła petycja, aby nie wyrażał zgody na marsz, a jego przeciwnicy, chcąc zablokować imprezę, zgłosili do urzędu miasta około 40 kontrmanifestacji.
Marsz jednak się odbył, choć nie przebiegał spokojnie. Około
800 uczestników
niosło tęczowe flagi i transparenty z napisami "Miłość nie jest grzechem", "Równość płci", "Miłość dla wszystkich ponad wszystko". Po obu stronach marszu szli natomiast
kontrmanifestanci
, krzyczący "Bóg, honor i ojczyzna", "Pedały do domu". Od uczestników marszu oddzielał ich
kordon kilkuset policjantów
.
Marsz próbowano kilkakrotnie zablokować. Przeciwnicy marszu
rzucali w tłum petardami, kamieniami i butelkami
. Jak poinformowała podlaska policja, również w stronę funkcjonariuszy leciały kamienie, butelki, kostka brukowa i inne przedmioty, które stwarzały niebezpieczeństwo dla ich zdrowia. Jedna z funkcjonariuszek trafiła do szpitala z urazem nogi.
Policjanci musieli użyć nie tylko siły fizycznej, ale również
granatów hukowych i gazu pieprzowego
. Ostatecznie zdecydowano o zmianie trasy marszu. Zamiast na Rynku Kościuszki, zakończył się na placu NZS.
Jak poinformowała dziś Policja, w związku z wydarzeniami w Białymstoku
zatrzymanych jest już 25 osób
. Wśród nich są osoby podejrzane o popełnianie przestępstw, m.in. naruszenia nietykalności funkcjonariuszy, użycia gróźb karalnych i znieważenia funkcjonariuszy.