Wprost
opublikował dziś artykuł informujący, że
Kaja Godek została skierowana na kwarantannę
. Potwierdza to sama działaczka, jednak - jak twierdzi - decyzję o skierowaniu na kwarantannę lekarz podjął ze względu na jej
działalność antyaborcyjną
, a nie ze względu na zagrożenie koronawirusem.
Według informacji
Wprost
, Godek 10 czerwca zgłosiła się na
SOR w Szpitalu Praskim w Warszawie
, zgłaszając problem z nerkami.
Personel miał wezwać policję
, ponieważ Godek nie miała maseczki. Funkcjonariuszom miała tłumaczyć, że ma stwierdzone problemy z oddychaniem, jednak ostatecznie założyła maseczkę.
Dziennikarze
Wprost
ustalili również, że
tego dnia u pacjenta SOR potwierdzono koronawirusa
. Na szczegółowe pytania dotyczące tego, czy Godek mogła mieć kontakt z zarażonym szpital oraz ordynator SOR nie odpowiedzieli.
Sama Godek we wpisie na Facebooku relacjonuje natomiast, że
"została rozpoznana"
, przez co była traktowana gorzej niż inni pacjenci.
"Istotnie w środę zgłosilam się do Szpitala Praskiego, gdzie zostałam rozpoznana i od tej pory traktowana gorzej niż inni pacjenci. Gdy zapytałam wprost ordynator SOR, czemu tak na mnie reaguje i
czy sama robi te aborcję, które są w tym szpitalu, wezwała policję
. Policja zorientowałam sie, co się dzieje, nie wystawila zadnego mandatu i jeszcze przyniosła mi nazwisko tej lekarz, którego ona sama nie chciała mi podać. Teraz
ściga mnie sanepid, bo lekarz wpisała, że miałam kontakt z pacjentem zakażonym Covid-19
, choć nie miałam kontaktu z żadnym innym pacjentem. Razem ze mną chce zamknąć 2 moich dzieci (w tym niepełnosprawnego syna, dla którego takie zamknięcie będzie szczególnie dotkliwe). Trzecie dziecko i mąż na szczęście chwilowo są gdzie indziej" - pisze Godek.
Dalej tłumaczy, że "sprawa jest prosta":
"Trafisz nagle do szpitala, rozpozna Cię lekarz o poglądach proaborcyjnych - poświadczy w dokumencie, że miałeś kontakt z Covid - nawet jeśli to bzdura - i państwo zatrudnia swoje służby do ścigania Cię i zamknięcia w kwarantannę".
Godek przypomina też, że Szpital Praski "chwali się, że ma specjalny dyżur, na którym podaje środki wczesnoporonne", co jej zdaniem równoznaczne jest z "aborcją na życzenie".
"Rok temu szpital raportował też, że żaden z jego lekarzy nie korzysta z klauzuli sumienia, być może fakt ten również miał wpływ na reakcje ordynator SOR na moja osobę.
Złożyłam stosowne oświadczenie do sanepidu
i przebywam obecnie w miejscu nieustalonym.
Zastanawiam się, do czego jeszcze posuną się aborcjoniści, aby nękać za obronę życia i rodziny...
" - pisze Godek.
Fragment pisma działaczki do sanepidu cytuje
Wprost
:
"Oświadczam, że zostałam rozpoznana m.in. przez ordynator oddziału, panią
Elżbietę Nazarewską
oraz innego pracownika SOR, którzy zaczęli mi robić
nieprzyjemne uwagi ze względu na działalność publiczną (przeciw aborcji i LGBT).
Prawdopodobnie wpisano do sprawozdania, że miałam kontakt z innym chorym, żeby zrobić mi na złość poprzez nałożenie na mnie kwarantanny” - czytamy.