fot. www.facebook.com/ezograzyny
W sieci zawrzało po tym jak
aktywistka społeczna Ewa Bujacz
nazwała
kobiety wierzące w ezoterykę - "ezograżynami"
. Bujacz we wpisie na Instagramie
stwierdziła, że pradawne wierzenia i feminizm się wykluczają.
"Wiara w rzeczy, które nie mają ani dowodów, ani żadnych silnych argumentów za tym, że są prawdopodobne, zawsze mnie mierziła, ale myślałam sobie, że jak ktoś chce sobie utrudniać życie omijaniem czarnych kotów i podejmowaniem złych wyborów, bo coś im wyszło w kartach, to nie jest to moja sprawa.
Teraz widzę, że coraz częściej idą w to feministki i twierdzą, że ezoteryka jest feministyczna, bo to pielęgnowanie WIEDZY dawnych kobiet
i że feministyczne jest zostanie czarownicą i odprawianie dziwnych rytuałów. Mówią, że życie według gwiazd i księżyca jest bardzo prokobiece, bo kobiety są silnie związane z naturą i należy to połączenie pielęgnować, że trzeba się skupiać na intuicji, która jest kobieca" - napisała.
"
Przecież to jest jakieś totalnie seksistowskie gówno, a nie feminizm.
Cały patriarchat jest zbudowany na tym, że kobieta-natura, a mężczyzna-kultura, że kobieta-intuicja, a mężczyzna-rozsądek.
Nie dość, że wzmacniają stereotypy płciowe, czyli działają antykobieco, to jeszcze ośmieszają feminizm łączeniem tego z irracjonalnymi wierzeniami
. Już mi wystarczy, że jak mówię, że jestem weganką, ludzie myślą, że kocham altmed. Niedługo jak będę mówić, że jestem feministką, to na bank pomyślą, że leczę depresję pacjentek kryształami. Zadanie domowe: zwalczajcie ezofeminizm wśród znajomych i w mediach społecznościowych, BŁAGAM" - dodała.
Ponieważ aktywistka próbując pochwalić naukę i potępić "nie-naukę"
uderzyła w kobiety, w które wierzą w ezoterykę
, wywołało to burzę w komentarzach: